FELIETONY - z przymrużeniem oka

ON POWRACA!

6.50 rano. Dzwoni telefon. Otwieram lewe oko, potem prawe. Kiedy zdaję sobie sprawę, że on nie przestanie dzwonić, wybiegam z sypialni, żeby dzwonek nie obudził dzieci. Hej córeczko! – słyszę w telefonie. Tata zawsze dzwoni najwcześniej. Pierwszą kawę pije już o 5 rano, więc 6.50 to dla niego środek dnia. Wstałaś już? Pyta z wyraźnym uśmiechem na ustach, bo ja już z mamą drugą kawę piję. Myślimy o tobie przy kawie. Zastanawiamy się, czy jesteś już gotowa? Gotowa? – stawiam pytanie zaspana. No, gotowa na powrót małżonka? Aaa, na to. Tak, już prawie wszystko gotowe. Jeszcze tylko muszę kupić żeberka. Specjalną marynatę już przygotowałam. Po sześciu tygodniach na statku, porządny obiad każdemu sprawi dużo radości. Wrócę z pracy, natrę mięso moją sekretną marynatą, odczekam chwilę i upiekę. Tłumaczę wszystko  bez zająknięcia, choć jest 6.50 i jeszcze przez co najmniej pół godziny powinnam spokojnie spać, ze śliną spływającą na poduszkę. Rozmowa trwała jeszcze kilka minut. Przynajmniej umocniłam swoje przekonanie, że wszystko już gotowe. Jeszcze tylko kupię żeberka. Następuje dzień jak co dzień. Budzenie dzieci (niełatwa sztuka). Przedszkole. Praca. No właśnie wchodzę do pracy, a tu z za rogu wyskakuje koleżanka. I co? – pyta z zaciekawieniem. Ale co? – odpowiadam. Jak to, co. Gotowa jesteś na powrót męża? Aaa, to! Jasne. Muszę kupić tylko żeberka, a reszta dopięta na ostatni guzik. Lał odpowiada koleżanka. Ty to jesteś! Zawsze taka poukładana, taka zorganizowana.  Zazdroszczę ci tej błyskotliwości w działaniu. Podnoszę głowę z dumą i mówię bez zbędnej skromności – wszystko musi być idealne na powrót drugiej połówki. Mówiąc to, odwracam się na pięcie i powracam do obowiązków zawodowych. Dzwoni telefon. Cześć Mamo, mówię do słuchawki. Dzwoni mama Pawła. Tak,  gotowa jestem na przyjazd małżonka – mówię uprzedzając jej pytanie. Rozmowa konkretna kończy się miłym – do zobaczenia jutro.  Chyba naprawdę jestem zajebista. Praca, dzieci, przedszkole, rachunki, choroby, sprzątania, gotowania. Wszystko na mojej głowie, a ja jestem na tyle twarda i systematyczna, że ze wszystkim się uporałam na kilka godzin przed powrotem mojego “marynarza”*. Po pracy tylko kupię żeberka, pojadę po dzieci i wrócę do domu dokończyć pożywienie dla mojego mężczyzny. Czas w pracy minął szybko. Dzieci odebrane. Jedziemy po zakupy. Dobra dzieciaki – kupimy kilka produktów i wracamy do domu. Ja gotuje, a wy mi pomagacie – mówię do dwóch par oczu, wypatrujących się we mnie jak obraz. Ok. Masło – jest. Chleb – jest. Warzywa – są. Piwko – jest. To  – jest, to – jest. Wszystko jest. Biegniemy do domu.  Sześć toreb lnianych pod pachą, plus przytulanki, rysunki dzieci, poduszki do wyprania z przedszkola, kapelusze i dwie kurtki. Nic nie popsuje mi humoru, bo już niebawem, już za chwileczkę powróci mój mąż. Wpadam do domu. Rozbieram dzieci i siebie. Rozpakowuje zakupy. Pełna energii, bo wiem, że jestem już na ostatniej prostej.   O kur….ŻEBERKA – nie kupiłam.

Też tak macie?

* uogólnienie  – nie każdy pracujący na statku to marynarz :).

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.