
SZAFA, SZAFECZKA
Za ile minut będziesz gotowa? – pyta małżonek, z uśmiechem w oczach. On dobrze wie, że dla niego wyjście to spodnie, koszulka, buty przypadkowo wyciągnięte z szafy. Dla mnie zaś, to jak spacer przez gąszcz. Wyciągam, przymierzam, wkładam z powrotem do szafy, albo rzucam na łóżko i szukam dalej. Jest – znalazłam spodnie. Zakładam – extra! Wyglądam w nich zajebiście. Dobra skup się, teraz tylko dobrać koszulkę i już prawie jestem gotowa. Zanurzam ręce w szafie i mieszam, mieszam, mieszam… ta za krótka, ta za długa, ta za zielona, ta za czerwona. Oooo… ta…. . Ta jest śliczna. Zawsze ją lubiłam. Moja cytrynowa piękność. Tylko zaraz, nosiłam ją przecież do innych spodni. Spokojnie, przymierzę do tych, które wybrałam. Na sto procent będzie pasowała. Powoli i z lekką dozą niepokoju wkładam jedną rękę w rękaw, potem drugą. Mam przy tym zamknięte oczy. Opuszczam ją na brzuch i otwieram oczy. O nie!!! Beznadziejnie. Moja cytrynowa piękna bluzka okazała wielką klapą w połączeniu ze spodniami. Kolejny dylemat – ściągnąć spodnie? Przecież tak świetnie w nich wyglądam. Dupka jak orzeszek, nóżki jak sarenka. Może zmienię jednak bluzkę. Dobra. Zmieniam spodnie. Założę te – też są ładne. Są zupełnie inne niż poprzednie, bo przecież mają dwa guziki, a nie trzy, a na boku nogawek mają żółty pasek, a nie zielony. Słabo to wygląda, ale ostatecznie lepiej niż w poprzednim zestawie. Długo jeszcze?! – słyszę zza ściany. Nie, nie – już wybrałam. Jestem gotowa. Jak wyglądam? Jak zwykle dobrze – odpowiada mąż. Zresztą idziemy na zwykły spacer. To ty już idź, a ja zamknę drzwi – mówię do mojego M. On wychodzi, a ja trzymając klucze w ręku myślę sobie: hmm, zwykły spacer. W tym momencie rzucam klucze na ziemie, biegnąc w stronę szafy ściągam kolejno buty, cytrynową piękność rzucam na łóżko, zrzucając spodnie wypierdzielam się na kafle w przedpokoju. Wstaję jednak z godnością wyciągam z szafy dres, w którym chodzę od zawsze i wszędzie. Zakładam go i spoglądam w lustro. Dupka jak orzeszek – jest √. Nogi jak sarenka – jest √. Brzucha nie widać – jest √. Dobra lecę. Straciłam pół godziny, a znów wychodzę w tym samym. A co tam, to tylko spacer.