FELIETONY - z przymrużeniem oka

MOJE DZIECKO

Całe życie z wielkim zniecierpliwieniem czekałam na macierzyństwo. W wieku nastoletnim, marzeniem przecież jest mieć rodzinę. Wyobrażenie o pokrytym śniegiem domku w górach, wypełnionym gromadką dzieci. Przy boku kochający mąż. Ja, siedzę na fotelu z kubkiem gorącego kakao i przyglądam się przepięknie przyozdobionej choince. Dzieci ubrane odświętnie, bawią się pod choinką nowymi zabawkami. Zabawki oczywiście drewniane, nie jakieś tam chińskie plastikowe. Plastik nie pasuje do wyobrażenia o idealnym domu. Za dużo w nim kolorów i kiczowatości.
Po kilku latach moje wyobrażenia zmieniają się w niewielkim stopniu. Otóż kubek kakao, zamieniam na kubek kawy. W końcu jestem już pełnoletnia – mogę – ba! mam prawo pić kawę. Jeszcze mi tak bardzo nie smakuje, ale to nieważne. Najważniejsze, że mogę. Przez kolejne lata utwierdzam się w przekonaniu, że moim przeznaczeniem jest założyć rodzinę i wychowywać dzieci. Oczywiście w pięknym domku, z kochającym mężem, cudownym otoczeniu, wiecznie posprzątanym domu itd. Nagle zupełnie niespodziewanie przychodzi moment kiedy kończę studia i idę do pracy. Słońce nie świeci, śnieg w zimę też nie pada, to znaczy pada śnieg, tylko że z deszczem. Czyli życie nie wygląda tak jak sobie wyobrażałam? O cholera i co teraz? Co z moimi drewnianymi zabawkami? Co z córką i jej wpiętą we włosy czerwoną kokardą? Co z plotkowaniem podczas rozczesywania jej długich blond włosów? No i co z synem, który bawi się godzinami drewnianą kolejką? Znaczy, że nic? Cóż zrobić, przyjmę to na klatę. Mogę ewentualnie mieszkać w mieszkaniu i ostatecznie czasem jakiś plastikowy samochód robiący głośne ijo…,ijo… też może być spoko. Tak jest. Cudownie. Znów mogę marzyć o moim idealnym macierzyństwie. Już nawet jestem w połowie realizacji mojego planu. Biorę ślub. Wypad w podróż poślubną z Tajlandii zamieniam na Pragę i znów jest idealnie. Jezu! Jestem w ciąży. Tylko dlaczego ciągle mam tłuste włosy? Przecież codziennie je myję. Powłóczę jedną nogą, bo mi się miednica blokuje. Aaaaaa…. miałam przecież biegać po polu ze zbożem w zwiewnej, białej sukini w stylu boho. Ale jak to? Przecież jest zima. Chyba pójdę na spacer i pozmieniam jeszcze kilka wyobrażeń. O kuźwa, ale się zmęczyłam tym chodzeniem. Usiądę sobie i posiedzę tak do porodu. Ale zaraz, obiecywałam sobie, że będę w ciąży biegać i jeść owoce. Ostatecznie mogę tylko jeść owoce i też będzie ok.
W końcu urodziłam. Teraz już wszystko będzie idealnie. W końcu się wyśpię, bo z wielkim brzuchem się nie da. Nadszedł czas czesania włosów, drewnianych pociągów, wieczornych pogaduch, sesji z noworodkiem, czerwonych wstążek, tiulowych sukienek i pięknych koszul. Żadnych legginsów, dresów, śliniaki zawsze uprane, aaa… – i najważniejsze – żadnych parówek. Nigdy nie dam swojemu dziecku parówek!
JA:
– ”Nie wierć się, muszę ci rozczesać kołtuny!”.
– „Pozbieraj auta z podłogi bo się wszyscy pozabijamy; i błagam wyłącz ten grający samolot, nie słyszę własnych myśli”.
-„Nie gadaj już, śpij, błagam cię”. „Możemy przełożyć wieczorne pogaduchy na rano?”.
– „Nie idę na sesję, cyknę dwieście zdjęć Iphonem. Wybierzemy jedno i z tego zrobimy kalendarz”.
– „Zakładaj dres, bo zmarzniesz „ , „Zakładaj zwykłą koszulkę, bo tej ładnej później nie dopiorę”.
– „Zjedz cokolwiek, proszę cię! MASZ PARÓWECZKĘ”.

Morał – nasze wyobrażenia, rzadko bywają tak PIĘKNE jak rzeczywistość.

Pozostaw odpowiedź Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.